wtorek, 7 lipca 2015

Dorosły w ciele dziecka

Pamiętacie mój post Warto, zawsze...? Opowiadałam wam historię, która wydarzyła się na prawdę (jeśli nie czytałeś, to zapraszam), o pewnej kobiecie. Dzisiaj przychodzę do was z podobnym opowiadaniem.... nie, nie mogę tego tak nazwać, bo to się przecież wydarzyło.....nie ważne...zaczynajmy.

Będąc ostatnio w mieście, usiadłam sobie na chwilę na ławce w centrum handlowym. Obok mnie siedział mały chłopczyk, miał najwyżej 6 lat. Pilnował swojej, jak mniemam, siostrzyczki, która była o parę lat młodsza od niego. Na początku bardzo się zdziwiłam. Kto zostawia takie małe dzieci same w Sferze? Miałam się właśnie zapytać chłopczyka gdzie jest jego mama, kiedy to jego siostra pobiegła w stronę toalet. W połowie drogi się wywróciła i zaczęła płakać. Wstałam i już miałam do niej podbiec, kiedy to ten chłopczyk mnie wyprzedził. Pomógł małej wstać, przytulił ją, podał jej chusteczkę i zaczął mówić, że się nic nie stało. Nie mogłam uwierzyć, że małe dziecko zachowywało się dla swojego rodzeństwa jak troskliwy rodzic. Chyba do końca życia będę pamiętać ten mądry i opiekuńczy wzrok sześciolatka.

Kiedy dziewczynka się uspokoiła, powiedziała, że chce do mamy. Chłopczyk podszedł do drzwi damskiej toalety i usiłował przekręcić gałkę. Podeszłam i mu pomogłam. Mocno popchnęłam ciężkie drzwi. Chłopiec wystawił głowę i nieśmiało powiedział, że Julka (tak miała na imię jego siostra) płacze i chce do mamy. Jedyna kobieta, która okazała się mamą tych dzieci, stojąca w kolejce z inną jeszcze dziewczynką odwróciła się, popatrzyła na małego i użyła cenzurowanego słowa, aby ten sobie stamtąd poszedł. Potem wzięła na ręce trzylatkę. Co działo się dalej w toalecie, nie wiem. Odprowadziłam wzrokiem chłopca do ławki, odczekałam chwilę i się oddaliłam. To nie był jednak koniec...

Czekając na pasach aż zmieni się światło, stałam koło tej rodziny. Najstarsza dziewczynka miała na sobie plecak, na pewno nie szkolny, bo miała go po kolana, a na dodatek był tak ciężki, że ledwo się trzymała na nogach. Chłopczyk trzymał w ręku dwie torby, wypełnione jedzeniem, zgaduje, że równie ciężkie. Matka dzieci, trzymała najmłodszą dziewczynkę i krzyczała na nie, że nie ma żadnego pożytku z niej. Kiedy usłyszałam te słowa, miałam ochotę podejść do tej kobiety i wywrzeszczeć jej prosto w twarz, że nie może tak mówić o swoich dzieciach. Nie są one przecież jakimiś niewolnikami, aby przynosiły jej pożytek. Wyprzedził mnie jednak policjant.

Tak oto kończy się moja historia, o dziecku, które pomimo swojego wieku było tak dojrzałe psychicznie. Zostanie moim bohaterem.
A wy co myślicie o tym chłopczyku?